myślił, i nie lekkomyślnie postąpił, wybrawszy Joannę za żonę dla ukochanego syna.
Piękna była zresztą, dowcipna i czarująca wdziękiem łagodnéj powagi, imponującéj jakiéjś słodyczy, która młodość jéj tém wdzięczniejszą czyniła.
Jakżeż-by Raul pokochać jéj nie miał? Rozwiązanie takowe wydawało się naturalném starcowi, który, mimo wieku swego, nie był nieczułym na tyle powabów, i nieraz, patrząc na panią d’Avors, żałować poczynał minionéj już młodości.
— Mogę jednak zwolnić cię ze słowa i ze złożonéj ojcu przysięgi; mogę nie chciéć zostać twoją żoną, Raulu, — rzekła, zmieszana trochę, Joanna.
— Położenie moje nie zmieniło-by się przez to o wiele, a nie polepszyło-by się w niczém, ponieważ dałem słowo, że nie ożenię się z tą, którą kocham.
Mówił to zimno, z najzupełniejszą obojętnością na uczucia młodéj kobiety, widocznie nie przypuszczając nawet, że jéj tém przykrość sprawić może.
Nigdy, nigdy nie pokocha! słuchając go, myślała. Nie pokocha! zawczasu postanowił to sobie. Silniejsze od niéj wzruszenie wzięło nad nią górę: nie potrafiła powstrzymać łez.
— Przebacz mi, Joanno, — zawołał, ujrzawszy ją płaczącą. — Gburowatą jest szczerość moja i nie rozumiem doprawdy, jak śmiem w podobny sposób o rękę twoję prosić. Smutny ze mnie konkurent!
— Cóż w końcu chcesz, żebym zrobiła? — spytała go łagodnie, nie wiedząc, czego się ma trzymać.
— Joanno, — odrzekł po chwili zastanowienia, — nie mogę przewidziéć czém stanie się podobny związek, nie mogę ci powiedziéć, czém prędzéj lub późniéj będę dla ciebie. Dzisiaj ofiarować ci tylko mogę szacunek mój, opiekę i względną wierność, mającą swe źródło w poczuciu tego, com winien i tobie, i honorowi własnemu. Serce moje, myśli, żale i wspomnienia na własność swoję zachowuję. Nie chcę być nigdy pytanym