Strona:Tamta.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.
V.

Joanna postarała się o pozwolenie wzięcia ślubu w kaplicy, którą u siebie w domu miała.
— Zaraz sobie nazajutrz pojadę, — rzekła Alicya, — skoro wy nie wyjeżdżacie nigdzie. Nie chcę wam przeszkadzać w miodowych chwilach.
— Nie pojedziesz, — stanowczo odparła Joanna, — i nie będziesz nam wcale przeszkadzała. Owszem: zostań, proszę cię o to, jak o łaskę, i musisz mi przyrzec, że zostaniesz.
Rada nie rada, jakkolwiek zdziwiona potrosze, przyrzekła zostać Alicya.
Raul blady był bardzo, gdy, po skończonym obrzędzie, zwolna podniósł się z klęczek, czekając na żonę, jeszcze na stopniu ołtarza klęczącą. Przyjęła podane sobie ramię, opierając zaledwie na niém końce palców, nie śmiejąc spojrzéć w twarz męża. — Jak on cierpiéć teraz musi! — myślała.
— Ach! — zawołała Alicya, ściskając ją, gdy się już obie w salonie ujrzały, — zdaje mi się, że jeszcze więcéj kocham cię teraz, gdy jesteś jego żoną!
„Żoną jego!” A więc to prawda! Jakże słodko brzmią te wyrazy! Czy jednak usłyszy je kiedy z ust jego? Jak nazywać ją będzie, mówiąc do niéj.
Nieliczne grono zaproszonych rozjechało się dosyć wcześnie. Pani de Montmorand wróciła do siebie, bo pod pozorem, że ma swoje nawyknienia, zatrzymała dawny swój pokój, nad którym był pokój Raula, wewnętrznemi schodami z tamtym połączony. Małżonkowie, nie będąc jedno obok drugiego, niedaleko jednak byli od siebie. Ze zwykłą delikatnością swoją urządziła to Joanna, myśląc, że na inném piętrze mieszkając, Raul się będzie czuł swobodniejszym, a ona przeccież[1] usłyszy odgłos jego kroków i niezupełnie rozdzieloną z nim będzie; urządzenie takowe tę jeszcze przytém miało korzyść, że pozostawiało domowników w nieświadomości co do natury stosunków, jakie państwa młodych łączyć będą.

Salonik, w którym zwykle rano przesiadywała Joanna, gdy samą była, poprzedzał obszerną jéj sypialnią. Raul od-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – przecież.