Strona:Tamta.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zostaw... sam pójdę, — odparł tak szorstko, że Alicya odstąpiła zmieszana.
Powrócił w pół godziny zaledwie ze śladami wzruszenia na twarzy, roztargniony i myślą jakąś zaprzątnięty, tak że daremnemi okazały się wszelkie usiłowania wciągnięcia go do rozmowy.
Podobne kształtem, pismem i zapachem listy, które pani de Montmorand prędko rozróżniać się nauczyła, często się odtąd zjawiały, zawsze równie silnie wzruszające Raula. Ani razu jednak młoda kobieta nie starała się odkryć, zkąd przybywają te listy, nigdy najlżejszéj nie uczyniła o nich wzmianki. Wszelka inna korespondencya wspólną prawie była: mówiono sobie od kogo są otrzymane listy, czytano z nich nieraz na głos całe ustępy, lub nawzajem dawano je sobie do czytania.
— Czy téż odpisuje na nie? — zapytywała sama siebie Joanna, widząc, jak zawsze po otrzymaniu listu zamykał się Raul na znaczną część dnia w swoim gabinecie. Gdy wychodził z domu, wyobrażała sobie, że dla uniknienia wszelkich komentarzy, sam idzie list rzucić na pocztę. Co było w tych listach? projekta może jakie?
Czy w nich mówił o niéj... o żonie? Jakże-by wiedziéć to chciała i jak cierpiała okrutnie! Przychodziła jéj nieraz dziwna myśl, że gdyby o strasznéj téj rzeczy rozmówić się mogła z Raulem, nie tak-by cierpiała dotkliwie. Czuła, że politowanie jéj, cierpliwość, nieskończenie były-by wielkie. Ale tajemnica ta, jak wznosząca się między niemi zapora, to milczenie, zamknięciem się w sobie Raula narzucone, to nieustanne skrywanie tego, co dla nich obojga najważniejsze, ach! to było nad wszystko okrutniejszém! Czasami, rzadko wprawdzie, w dniu oznaczonym, (bo wiedziała już teraz Joanna, w które dni listy przychodzą), nie było listu wcale. Jakiż smutek malował się wtedy na obliczu Raula! z jakim-że niepokojem dnia jutrzejszego wyglądał!
Mimo to, okazywał się jednak zawsze niezmiernie dla niéj ugrzecznionym, uprzedzał najmniejsze jéj żądania, we wszystkiém o zdanie jéj pytał. Miał dla niéj zawsze jakąś niespodziankę nową, jakiś podarek prześliczny, jakby się przypuszczał, że tém wszystko inne powetuje.
W dzień jéj imienin, o których nie zapomniał, broń Boże,