Strona:Tamta.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

która jéj przywodziła na myśl niewinne te przywileje, wprawiała ją w zachwyt niewypowiedziany. Powóz, na którego drzwiczkach stały wymalowane obok siebie herby obojga; lokaj jednocześnie ich przybycie oznajmujący w salonie; bilecik de faire part, do obojga razem zaadresowany; przyjaciółka, dopytyjąca[1] ją o zdrowie „męża“; wieśniacy, „pana hrabiego i panią hrabinę“ uprzejmym ukłonem pozdrawiający; ławka, którą we dwoje tylko w parafialnym kościele zajmowali; krzesła ich, przy jadalnym stole naprzeciw siebie umieszczone, i te ślubne obrączki, na palcach obojga błyszczące z obojga imieniem, pod tąż samą datą wyrytém: to wszystko, choć samo w sobie nie było szczęściem, nie byłoż przecie jego pozorem? a kto wié? może szczęścia na przyszłość zapowiedzią. Ułudne to zjawisko, — rozkosznie słodka pomyłka, marzenie, w nicość się rozwiewające, gdy uściskiem ogarnąć je chciała, złoty sen niepochwytny, nie miałyż w sobie natury ideału? nie byłyż utworzone z tego czegoś, co nazwać się i określić nie da, a nad rzeczywistość nas unosi i ziemię nam przed oczyma zaciera?
Miesiąc upływał jeden po drugim, poważnie, ale bez nudów. Oboje zresztą zbyt wiele mieli w samych sobie zasobów, a przedewszystkiém zbyt wiele wzajemnéj dobréj woli, aby nudzić się z sobą mogli.
Z intelligencyą niezwykle rozwiniętą, czytająca wszystko, co się nowego ukazało, wybornie obznajomiona z każdą kwestyą ważniejszą, a przytém obdarzona bardzo żywym i rzutnym umysłem, Joanna umiała rozmawiać z nieopisanym wdziękiem, odzyskując w rozmowie wesołość i lotność myśli, których cierpienie stłumić w niéj nie było zdolne. Ciekawa, wiedziéć pragnąca, zamiłowana w dyskusyi i podtrzymywać ją umiejąca, żywo zajęta wszystkiém, co na zajęcie zasługiwało, przynosiła z sobą Raulowi świeży prąd myśli i żywy ruch umysłu. Oboje uwielbiali muzykę i często razem grywali. Joanna przyjęła za swoje jego zamiłowania i gusta, we wszystkiém punktu zetknięcia się szukając.

Początkowo, uczuciem dyskrecyi powodowani, trzymali się na uboczu sąsiedzi i przyjaciele; wprędce jednak, spostrzegłszy, że nie zawadzają wcale, znowu bywać zaczęli. Państwo de Montmorand przyciągali gości i zatrzymywać ich u siebie umieli, radzi temu, że mają kogo między sobą dwojgiem

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – dopytująca.