słówka, które-by uspokoić mogło Joannę. Nie chciał zapewne, aby wiedziała, gdzie bawi i co mu pisać nie dozwalało. Gdzież był jednak? Przy „tamtéj,” to rzecz niezawodna; inaczéj byłby jéj powiedział, gdzie jedzie. Ale dlaczego do „tamtéj” pojechał? Od pięciu miesięcy, jak się pobrali, na jeden dzień nawet się z nią nie rozstał, co napełniało serce Joanny tajemną dumą i ufnością słodką. A teraz....
Ach! cóż będzie, jeżeli znowu dostanie się pod jarzmo, od którego chciał uciec, jeżeli płonném okaże się mniemanie jego, że, z Joanną się żeniąc, przeciwko tamtéj się uzbroi? Musiał przecie zerwać z nią wtedy, gdy rękę swoję włożył w dłoń Joanny? tak przynajmniéj myślała młoda kobieta. Byłoż to jednak zupełnie pewną rzeczą? Tajemniczość ta, wokoło niego się unosząca, był-że to mocny jeszcze węzeł, czy téż odłamki zerwanego już łańcucha?
Sąsiedzi, przyjaciele, dopytywali o Raula, dziwili się.... Co im powiedziéć? Codziennie téż, gdy listy z poczty przynoszono, Alicya powtarzała pytanie:
— Czy pisał Raul?
— Nie; nie pisał.
A jeżeli nie wróci? Jeżeli z nieznajomą uciecze? I stokroć boleśniejszą od obawy niezobaczenia go już więcéj była dla Joanny myśl, że tak nikczemnie porzuconą być może.
— Miéj pani nadzieję, — mówił, widząc ją tak bladą, tak zmienioną, ksiądz Malsent, proboszcz wiejski, który co rano po odprawieniu Mszy świętéj zbliżał się do obecnéj na nabożeństwie pani de Montmorand, by ją spytać o wiadomości od męża.
— Miéj pani nadzieję; Bóg ci go wkrótce powróci.
Nie od Boga-to, nie od obowiązku żądała powrotu męża Joanna. Pojmowała już teraz, że niewystarczającém jest dla niéj w taki go sposób odzyskać. Nie! ona chciała go miéć przez miłość sobie wróconego, chciała, aby własne jego serce wrócić mu kazało, bo, przeklinając nieledwie, uwielbiała go więcéj niż kiedykolwiek.
Wrócił nareszcie, ale tak straszliwie ponury, iż od razu pojęła, że w życiu jego coś strasznego zajść musiało. Gniew, który ledwie przed chwilą w sercu czuła, ustąpił miejsca litości.
Było to wieczorem; znajdowała się już w swoim pokoju,
Strona:Tamta.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.