Strona:Tamta.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

i że — jeżeli nie jest w odmiennym stanie — dość jest chorą, aby troskliwéj opieki męża potrzebować.
Raul słuchał z niepokojem na twarzy, a doktor daléj mówił:
— Skoro nie jest tak, jak się spodziewałem.... sam nie wiem doprawdy, co pani hrabinie być może. Widzę stan osłabienia, ogólnego upadku sił. Żelazo i chinowe wino, które jéj przepiszę, nie są w podobnych wypadkach wystarczające. Potrzebaby pani hrabinie ruchliwszego trybu życia, trochę wkoło niéj gwaru i wesołości, bardzo dużo ruchu na świeżém powietrzu, a przedewszystkiém żadnéj troski, żadnego zmartwienia. To już wyłącznie do pana hrabiego należy; pana rzeczą będzie starannie odsuwać wszystkie powody niezadowolenia. Pani hrabina jest delikatną roślinką, któréj szczęścia i słońca potrzeba.
— Ale szczęścia i słońca ja właśnie mam poddostatkiem, — szepnęła Joanna.
— To wiadomo. Podwoimy tylko dozę. Prawda, panie hrabio?
I trochę zmieszany tém, co powiedział i czego dopowiedziéć nie mógł, pan Lambert powstał i żegnać się zaczął, zapewniając, że ma jeszcze do oddania kilka dość oddalonych wizyt.
— Zrzędzić już trochę zaczyna poczciwy doktor, — rzekła po jego odjeździe Joanna.
— Chciałbym, aby tak było, — odparł Raul, — ale mimo to, słowa jego zaniepokoiły mnie.
I niespokojnie przyglądał się Joannie, dziwiąc się, dlaczego sam z siebie nie zauważył wcześniéj bladości jéj twarzy i zmiany rysów.
— Wyjeżdżać masz, Raulu, — rzekła łagodnie, i tak się już spóźniłeś.
— Spóźniłem się? W takim razie nie jadę!
I usiadł obok niéj, rzuciwszy na stół kapelusz i rękawiczki.
Wieczorem sam, w ciszy pokoju swego, Raul poważnie zastanawiać się zaczął nad postępowaniem swojém. Dotychczas o sobie tylko myślał. Zajęty rozpamiętywaniem własnych cierpień, nie pomyślał o tém, że ktoś, oprócz niego, cierpiéć może także. Zdawało mu się, że niewiele wprawdzie dając młodéj swojéj żonie, nic jéj wszakże nie odjął. Gdy się z nią że-