wie obojętności dla wszystkiego, co go otaczało? I zdawało się Joannie, że sama umarła-by chętnie, byle tylko tak być opłakiwaną!
Myśl przecie jedna górowała w niéj nad innemi: Raul nie zdradził przysięgi małżeńskiéj, jak go o to posądzała. Gdy tak nagle wyjeżdżał, powołany zapewne uwiadomieniem o nagłéj chorobie, jechać musiał do téj kobiety, dla któréj miał obowiązki, aby nad nią czuwać i oczy jéj zamknąć, nie zaś po to, by się widokiem jéj cieszyć i miłością... Szczęście to nad wyraz słodkie, módz nie wątpić o nim dłużéj....
Nagle jednak nowy niepokój powstał w skołatanym jéj umyśle: skoro tamta umarła, gdzież Raul jeździł co rano, jaki był cel dalekich i tajemniczych jego wycieczek? I wracały jéj na pamięć słowa pana de Bréaux: „Jeździ na folwark w Louret.” Jakąż tam pociechę znajdował?
Gdy go ujrzała nazajutrz, obawy jéj znikły od razu, jak nocne cienie, przed promieniem słońca znikające. Wątpliwości nieufne ostać się nie mogły wobec szczerości, na jego obliczu wyrytéj, wobec tego spojrzenia, które było uczciwego człowieka spojrzeniem. Epizod zeszłéj nocy i zobopólnie zamienione wyrazy wzruszyły go widocznie; zdawał się poważniejszym, ale przytém i tkliwszym dla niéj, a uścisk ręki, którym ją powitał, był jakby serdeczniejszym, niż zwykle. Od tego téż dnia nabrał zwyczaju, mówiąc żonie: dobranoc, całować ją w czoło na pożegnanie, a pocałunek ten sprawiał jéj słodkie wrażenie, całą noc trwające. Raul wysokiego był wzrostu, i choć ona także wysoką była, musiał się trochę schylić dla pocałowania jéj, ocieniając niejako twarz jéj swoją głową, co jego pocałunkom jednego więcéj dodawało powabu, a ona tymczasem, w tył przechylając głowę, podnosiła ją trochę, jakby śpiesząc naprzeciw ust jego. I godzina tego pocałunku stała się dla Joanny najulubieńszą dnia godziną, z biciem serca oczekiwaną niecierpliwie, w błogich marzeniach wspominaną dzień cały. Ale zato tém gorętsze obudziło się w niéj pragnienie miłości, doskonale zapełnionéj, uczucia, w całéj sile oddanego. Było to nieprzezwyciężone serca wołanie, nieodzowny spokoju jéj warunek. I.... dziwna to rzecz prawdziwie.... szczęśliwszą była, a więcéj przecie cierpiała.
Strona:Tamta.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.