Strona:Tamta.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

godnéj twarzy i wdzięcznego pani uśmiéchu, przytém jeszcze parę zbytkownych zabawek, trochę cukierków w wytwornych pudełeczkach, zrobiły-by dziecku wielką przyjemność, przypominając mu potrosze przeszłość jego. Dziecko tęskni i przeboléć nie może zmiany trybu życia, nawyknień swoich i otoczenia. Gdybyś go pani widziała, z jak zdumioną, oburzoną prawie minką, patrzy na opiekującą się nim dawną mamkę, dziś gospodynią folwarku, która uwija się wkoło niego w grubych sabotach, płóciennéj spodnicy i błękitnym fartuchu. Zdawało-by się, że uszy jego razi gruby jéj głos, że całe ciałko jego kurczy się wstrętem, gdy je wieśniaczka głośnemi pocałunkami osypuje. Odrazu zrozumiałem, że czegoś podobnego doznaje, gdy, zobaczywszy mnie po raz piérwszy, krzyknął radośnie: „Ach! doktor! pan! pan!” Usiadł mi zaraz na kolanach, bawił się brelokami mego zegarka, gładził paluszkami axamitny kołnierz mego paltota i koniecznie chciał jechać ze mną.
— Pojadę go odwiedzić, — przyrzekła Joanna rozrzewniona, — i zawiozę mu zabawek i ciastek. Gdzie leży folwark Louret? Wskaż mi pan drogę, a powiozę się tam kucykami mojemi.
— Pani wiész, że ja nie przepadam zbytecznie za temi przejażdżkami, które pani sama jedna odbywasz. A jakby się pani niedobrze w drodze zrobiło?
— Nie zrobi mi się niedobrze, doktorze, a jadąc w odwiedziny do ubogich, przyzwoiciéj to jakoś i delikatniéj powozić się saméj. Niemiło jest wzbudzać w biédakach podziwienie, a kto wié? zazdrość nawet może, widokiem stangreta i liberyi. Wszak mnie pan rozumié?
— Rozumiem, że pani jesteś zawsze uosobieniem dobroci.
— Jakąż więc drogą mam jechać?
— Zdaje mi się, że najlepiéj będzie jechać gościńcem do krzyża; tam zawróci pani na lewo, drożyną po pod lasem, na przełaj łąką, kawałeczek pod górę, a potém już prościuteńko do folwarku.
— Wiem już, wiem i jutro zaraz pojadę.
— Zrobisz pani prawdziwie dobry uczynek.
I pan Lambert, uścisnąwszy obie ręce Joanny, odjechał staroświeckim swoim kabryoletem.