wię, jest chłopczykiem wychowywanym na folwarku w Louret.... Widziałam go, prześliczny jest....
— Co to znaczy? — spytał Raul surowo, ze ściągniętemi brwiami, z twarzą gniewem prawie wzburzoną, głosem stłumionym a drżącym.
Nie mógł wymówić więcéj ani słowa; ona nie była w stanie odpowiedziéć.
— Raulu, — wyjąkała wreszcie, tłumiąc łkanie Joanna, — myślałam, że spokojniejszy sen miéć może będziesz....
— Joanno! o, Joanno!
I twarz w dłoniach ukrył.
Po chwili milczenia przyciągnął Joannę do siebie i z blizka, prędko, cicho mówić jéj zaczął:
— Joanno, wszystko zgaduję i wiem, jak szlachetne masz serce... Dziękuję ci! Mylisz się jednak.... dziecko to jest dzieckiem kobiety, którą kochałem, ale nie mojém. Urodził się, zanim poznałem tamtę... Umierając, powierzyła mi to dziecię.... Sprowadziłem je tu, bo wątłe zdrowie chłopca wymagało świéżego powietrza, a i dlatego także, że miło mi jest patrzéć na niego. Ale pod dachem twoim nie należy mu się miejsce...
— Czy to być może, Raulu? Więc dziecię to nie twoim jest synem? Jakąż pociechą są dla mnie twoje słowa! bo mimo wszystko, cierpiałam okrutnie....
— Joanno, — rzekł klękając przed nią Raul, — piękną jesteś i widziały to moje oczy, ale zamało mi było piękności twéj, abym ci serce mógł oddać. Aby je sobie ująć, uzdrowić je, anielskiéj twojéj dobroci potrzeba było. Dobrocią tą swoją mnie podbiłaś; dobrocią mnie przekonałaś, że kochać mogę, mogę jeszcze. Jakże-bym uwielbiać nie miał téj dobroci, która cię natchnęła myślą wydobycia z głębin boleści mojéj tego, co pociechą mogło się stać dla mnie? Kochałaś mnie tą miłością cierpliwą, o sobie zapominającą, niestrudzoną, miłością, która prawdziwą jest i dlatego zwycięża. Gdy zapytałaś mnie, czy cię kocham, a ja odpowiedziałem: „Nie jeszcze,” prawdę mówiłem wtedy. Dziś dopiéro cię kocham miłością, godną twojéj, pełną wiary, z dobroci twojéj powstałą, a całą istotę moję przenikającą.
Strona:Tamta.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.