Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/107

Ta strona została przepisana.

Porżnąłeś nas, nasze skóry
Twardemi żyłami

Pozszywałeś i zrobiłeś
505 

Dla siebie purpurę.
I na nowym tronie, w nowym
Carskim majestacie,
Pośród chramów i pałaców

Usiadłeś, nasz kacie!
510 

Przeklęty bądź!”

Rozleciały się, rozpierzchły.
Ranek był — świtało.
Ja się z miejsca nie ruszałem,

Zdziwiony niemało.
515 

Biedni ludzie szli i biegli,
Każdy do swej pracy,
I żołnierze już zalegli
Swe ćwiczebne place.

Ulicami pokryjomu
520 

Pierzchały dziewczęta,
Lecz nie z domu, a do domu.
Zaspane oczęta, —
Bo caluśką noc nie spały,

Ciężko pracowały,
525 

Aby matce chleba przynieść
Do domu kawałek.
Biedne, biedne!
Jakie drogie

Te chleby powszednie!
530 

A oto już brać pisząca
Śpieszy do senatu
Podpisywać, skórę zdzierać
I z ojca, i z brata.

Między nimi i rodacy
535 

Nasi też bywają.