Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/122

Ta strona została przepisana.

I stlała w tym domu,
Bo nie było w Baturynie
Pochować jej komu.
Już tę chatę rozrzucono

I strop z napisami
125 

Już na węgiel przepalono!...
A ja nad jarami
I stepami kozackiemi
Dotąd krążę lotem!

Ani za co mnie tak karzą,
130 

Dotąd nie wiem o tem!
Może żem każdemu była
Usłużna i miła...
Żem carowi moskiewskiemu

Konia napoiła!...
135 


Trzecia dusza

Jam w Kaniowie się rodziła.
Jeszczem nie mówiła,
I matka mnie w powijakach

Na rękach nosiła,
140 

Gdy po Dnieprze — Katarzyna
Na Kaniów w podróży...
Jam siedziała wtedy z matką
W dąbrowie na górze.

Zapłakałam; sama nie wiem,
145 

Czy jeść mi się chciało,
Czy coś może mnie maleńką
Wtedy zabolało...
A matka mnie zabawiała,

Na Dniepr spoglądała
150 

I galerę, złotą całą,
Mnie tam pokazała,
Jak gmach wielką... A w galerze
Panów, dygnitarzy,