Ta strona została przepisana.
Biegną do wrót — i w milczeniu
Nagle postawali.
125
Leciutko spowite
Dziecko leży, nowiuteńką
Świteczką okryte.
Ach, to matka spowijała
130
Na dzień letni świtką lnianą!...
Patrząc się modliła
Para siwa. A serdeczne,
Jakgdyby błagało,
135
Rączki wyciągało
Drobniuteńkie... i zamilkło,
I już tylko kwili,
A nie płacze.
140
Cośmy to mówili?
Ot i szczęście, ot i dola!
Widzisz, Bóg łaskawy!...
Bierz go prędzej, bierz, spowijaj!
145
Nieś do chaty, ja zaś na koń,
Zwinę się z kumami
W Horodyszczach...”
Dziwnie jakoś
150
Jeden syna rodzonego
Wypędza, przeklina,
Inny świeczkę za grosz krwawy
Kupuje, chudzina,
155
Z modlitwą i łzami —
Nie ma dziatek!... Dziwnie jakoś