Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/149

Ta strona została przepisana.

Najemnica tylko szepce:

„Matka... matka... matka!...”
295 


Po tygodniu mołodyce
Korowaj miesiły
Na futorze. Stary ojciec
Hula co ma siły,

Tańczy dziaduch z kumoszkami,
300 

Podwórze wymiata;
Kto mu tylko się nawinie —
Całuje się, brata,
Warenuchą go częstuje...

Na pozór — jak młodzi,
305 

Biega, zwija się, zaprasza,
A zaledwie chodzi.
Wszędzie hałas, rwetes, śmiechy,
W chacie i na dworze.

Wytoczono żłoby gościom,
310 

Co stały w komorze.
Pieką, smażą... ale obcy,
Czeladź nie domowa.
A przecież Hanna? Na pielgrzymkę

Poszła do Kijowa.
315 

Nadaremnie stary prosił,
A Marko aż płakał,
Ażeby mu matką była.
„Nie, Marku, to zakał

Byłby dla was... wy bogaci...
320 

Trzeba ludzi bać się —
Matką — prosta najemnica!...
Będą z ciebie śmiać się.
Niechże wam Bóg dopomaga!

Pójdę się pokłonię
325 

Świętym Pańskim, a z Kijowa,
Skoro Bóg ochroni,