Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/315

Ta strona została przepisana.

Upoi was...
Po całem mieście

Szukała matka swego syna
250 

I nie znalazła, aż nareszcie
Przybyła do Syrakuz znowu.
W więzieniu siedział jej jedynak,
W kajdanach, ale do więzienia

Nie dopuszczono jej.
255 

Nieboga
Czekała, jak na swego boga,
Na niego.
„Może — myśli — może,

Ta brama nagle się otworzy
260 

I może wyjdzie on w kajdanach,
By przez więziennych stróżów gnany,
Zmiatał ulice."
W Rzymie święto,

Wspaniałe święto! Ludu mrowie
265 

Zaległo gród. Wojewodowie
Ze wszech stron państwa, pretorjanie
I cały senat, i kapłani,
I liktorowie okrążyli

Kapitol. Idą, święty hymn
270 

Śpiewają, a z kadzielnic dym
I z amfor ścieli się do nóg.
W tym gronie kroczy cezar-bóg,
A przed nim — czy widzicie? — oto

Figurę niosą szczerozłotą,
275 

Sobowtór jego.

VII
Przedziwne święto urządzili
Patrycyusze wraz ze starym
Senatem carskim. Ponad miarę

Imperatora wychwalili,
280