Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/324

Ta strona została przepisana.

Cicho tam i głucho.
Wtem zaśmiała się... Rzuciła

Jakieś słowo, siadła
545 

Koło bramy zadumana,
Podobna widziadłu...
Aż naraz brama się rozwarła
I z Kolosseum, z rzeźni krwawej,

Na wozach wywieziono ciała
550 

Tych, co dla Bożej zmarli sławy.
Z areny wieźli je do Tybru,
Aby tam niemi karmić ryby
Na stół cesarski.

Matka wtedy,
555 

Podniosła się, spojrzała wkoło,
Dłońmi chwyciła się za czoło
I szła wślad wozów tych czeredy
Nad Tybr. A Scyty szarookie,

Ci niewolników niewolnicy,
560 

Myśleli sobie, że Moroka
Z podziemnej wyszła swej ciemnicy,
By trupy grzebać. Powrzucali
Do wody ciała i z wozami

Próżnemi do dom odjechali.
565 


I znowu pusto dookoła...
Nad Tybrem stała i patrzała,
Jak woda coraz szersze koła
Nad ciałem syna roztaczała,

Aż wreszcie znikł ostatni ślad.
570 

A wówczas śmiech i krzyk i łkanie
I pierwsze w życiu jej wołanie
Do Tego, który zbawił świat
Na krzyżu.

I zlitował się
575 

Maryji Syn nad nieszczęśliwą