Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/93

Ta strona została przepisana.

I ojczyznę tak miłuje,
Jak rodzoną mamę —

O! miłuje! Ale krew z niej
25 

Niczem wodę toczy!...
A rodacy milcząc patrzą,
Wytrzeszczają oczy
Jak jagnięta: „Niechaj — mówią —

Może tak i trzeba!”
30 


Może trzeba! To już chyba
Niema Boga w niebie!
W ciężkiem jarzmie upadacie
I raju jakiegoś

Na tym świecie pożądacie?
35 

Niema, niema jego!
Daremny trud! Ocknijcie się,
Ocknijcie się: przecie
Wszyscy w świecie, królewięta

I żebracy — dzieci
40 

Adamowe! i ten i... ten...
A cóż to, ja zbrodzień,
Że ucztuję i w niedzielę,
I w święto, i codzień?

A wam nudy? Narzekacie?
45 

Cicho już! Nie krzyczcie!
Bo ja piję swą krew własną,
A nie ludzką — wiedzcie!”

Tak oto w nocy z uczty raz,

Kiedy się wlokłem popod tyny,
50 

Dumałem sobie. (Miałem czas,
Zanim doszedłem do chatyny).
A w mojej chacie niema dzieci,
Żona mię nie łaje,

Cicho, niby w raju, —
55 

Gdzie spojrzysz, łaska Boska, bracie, —