Tam niema ni kary, ni władczej purpury —
Tam milkną zarówno i łkania, i śmiech.
A w dole, daleko pod nami, w tym raju
Ostatnią koszulę z kaleki zdzierają,
Bo mówią, że trzeba dla paniąt na buty.
Tam wdowę fantu ją i biorą w rekruty
Jej syna, ostatnią nadzieję jedyną,
Bo wojska zamało... A tam znów pod tynem
A matka pszenicę na pańszczyźnie żnie.
Tam... czy widzisz?... Oczy, oczy!
Jaka męka z wami!
Lepiejbyście wyschły były,
Uwiedziona popod płoty
Z dzieciątkiem wędruje.
Ojciec, matka wyrzekli się,
Obcy nie przyjmują!...
A panicz omija:
Już z dwudziestą bęcwał jakiś
Poddanych przepija!
Czy Bóg widzi naszą biedę,
Może widzi, a pomaga —
Tak samo, jak góry
Te odwieczne, tak rzęsiście
Krwią ludzką skropione!...
Serce utrapione!
Cóż nam począć? Chyba struć się,
Skostnieć, a do Boga