dno miałem szukać ziarno, co samo celne jest i suche, tymczasem u pana Pękalskiego, co trzymał w Wywrotkach dzierżawę, zdybiało się może sześćdziesiąt korcy takie żito, co buło het zrośnięte i mokre, aż sze uno samo ruchało. To ja kupiałem jego, tak na oko, całe partje za jedne sto rubli. Ja jemu kazałem krzynkę przesuszyć i odstawiałem dla te dragony. Pamięta wielmożny pan te dragony, co niesili białe lampasy na kaśkiety? Wszystkoby buło bajki, zieby nie ich pułkownik. Pewnie pan dobrodżyj wie, taki wielki buł z wąsami, co jemu siedziali przy nos, jak dwa miotłów. To panie buł bardzo gwałtowny człowiek i zły jak cały wilk, może jeszcze gorszy nawet... Un sam tego żito nie widział, tylko że ciasem to un lubił mieć swego fanaberjów... Napsikład raz to sze jemu zachciało jeść sołdackiego chleba. Słuchał pan, co sze jemu zachciewało?! To nawet nie pasowało na takie osobe z takiem wielgiem rangiem i honorem, żeby jeszcz ordynarne chleb. Jak un wziął jeno w gębę kawałek chleba z mojego żito, tak zaczął pluć i bardzo hałas wielki zrobił. Jak un sze już wysapiuł, wydychał od tej złoszczy, tak powiedział do sołdatów, coby jemu przystawili podarajczyka. Ja nie chciałem iść, ale jak mnie trzy dragony złapili za kołnierz, to leciałem jak ptak... Pułkownik już sobie całkiem wysapiuł, już nie miał żadny złości. Pił sobie harbate. Ja jemu pokłoniłem się grzecznie, delikatnie, on kiwnął z głowem i powiada: Jak się macie, podrajczyk, wy porządny kupiec, Wy ładnego zborżia przystawili. To ja się znowu kłaniałem do niego i gadałem, co w każde chwyle mogę z wielkiem akuratnoszciem dla takie porziądne wojsko i dla takie godne kunie żito i owies psistawić. Un to słuchał, kiwał z głowem i powiada: wy porżiądny kupiec, wam jeszcze za tego żito należy się reszta. Ja mówiałem, co, Bogu dzięka, Fiszel mnie wszistko zapłacił i co nie mam ziadne a ziadne pretensjów. Un roześmiał się bardzo bzidko i jak ksiknął: wziąść jego na koniusznę! to nawet nie miałem czasu ksiknąć, aj waj! jak mnie te grubjany tam zaniesili. Mnie dali za tego żito
Strona:Teodor Jeske-Choiński - Klemens Junosza Szaniawski.djvu/11
Ta strona została skorygowana.