ha tylko na lekkomyślność, nieopatrzność i biedę bliźniego.
Należałoby się spodziewać, iż wyborny znawca świata lichwiarskiego zerwie ręką bezwzględną, karzącą zasłonę z szkodliwej działalności pijawek ludzkich, iż odkryje bez litości kałużę społeczną i zatarga sercem czytelnika, skargą potężną. Tymczasem nie zapomniał optymistyczny humor Junoszy nawet wobec Gancpomaderów („Pająki”) i Małek Fiszowych („Czarnebłoto”) o ich stronie komicznej. Papa Gancpomader, jubiler pomiędzy „ordynarnymi pająkami”, artysta kunsztownego, stopniowego wyzysku, bawił go tak szczerze, jak Jankiel Pacanower.
Czy winić o ten optymizm autora „Pająków” i „Czarnegobłota”? Byłoby to samo, jakgdyby ktoś chciał potępić skowronka, iż nie umie płakać tkliwą pieśnią słowika.
Junosza nie urodził się tragikiem. W jego dobrem, poczciwem sercu przetapiało się wszystko na pogodny humor: cudza złość i własna niedola. Czasem tylko, gdy go coś bardzo zabolało, składał usta do uśmiechu satyrycznego.
Filosemici, nadzwyczaj wrażliwi na najlżejszą krytykę Izraela, zaliczyli go niesłusznie do szczupłego u nas grona wojujących antysemitów, szermierz bowiem antysemicki nie byłby się ulitował nad nędzą Judki Silberknopfa, „krawca warszawskiego na całe Łosice i wszystkie okoliczności” („Łaciarz”), nie byłby wyrzeźbił z tego biedaka tak przepięknego obrazka, zwilgoconego łzą szczerego współczucia.
Nie dlatego malował Junosza przeważnie żydów, że ich nienawidził, lecz dlatego, że znał ich najlepiej, i że nadawali się najwięcej do rodzaju jego talentu. Z rozkoszą pluskał się jego humor w tej nieprzebranej krynicy.
Upodobawszy sobie żydów, rozmiłował się w nich Junosza do tego stopnia, iż nauczył się ich gwary i badał ich literaturę ludową. By został po nim ślad tych studjów szczególnego rodzaju, streścił po polsku jedno dzieło S. Abramowicza, napisane w żar-
Strona:Teodor Jeske-Choiński - Klemens Junosza Szaniawski.djvu/13
Ta strona została skorygowana.