nego programu — dla Żydów, jako bezdomnych wygnańców, pozbawionych własnego oparcia, skazanych na życie koczownicze w pośród obcych ludów, był złym doradcą, bo, utwierdziwszy się w megalomanii, w nienawiści, pogardzie do wszelakich gojów, naraził ich na odwet tych gojów, na prześladowania — dla innowierców był zawsze wrogiem, co wynika samo przez się z jego ducha.
Zarzuci kto: był, ale już nie jest...
Był i jest jeszcze.
Wystarczy wsłuchać się w gwarę pierwszego lepszego chałaciarza żydowskiego, gdy usiłuje powiedzieć coś mądrego, uczonego, jakieś porównanie jakiś aforyzm, by się przekonać, jak głęboko tkwi w jego duszy duch Talmudu, choćby go nawet nie czytał. Z pokolenia na pokolenie szła tradycya i wsiąkła w krew Żyda.
Wystarczy wejść z prawowiernym talmudystą w jakieś stosunki handlowe, finansowe, by się przekonać, jak trzeba być czujnym przed jego „etyką“ talmudyczną w stosunku do innowierców.
Wystarczy potrącić z lekka, od niechcenia o „wybraństwo“ Żyda, by megalomania błysnęła płomieniem.
Podupadły panicz warszawski żeni się z córką znanego powszechnie, zbogaconego lichwiarza. Mówię do jakiegoś handlarza: spotyka was wielki honor. A on na to: jaki honor, co za honor? Prze-
Strona:Teodor Jeske-Choiński - Poznaj Żyda!.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.