semickiemi, lub ze względów praktycznych (dla pozyskania prawa do posad rządowych) pod opiekuńcze skrzydła Krzyża, i znaleźli się nagle w powietrzu, bez oparcia na ziemi, sans Dieu et maitre. Oderwani od środowiska, do którego należeli krwią i wychowaniem domowem, stosunkami i tradycyami długiego szeregu wieków, przerzuceni nagle między ludzi, pojęcia, nawyknienia i upodobania zupełnie dla siebie obce, stali się jako okręt bez steru, bez masztu, i żaglów, miotany na falach wzburzonego morza. Cichej, bezpiecznej przystani nie było dla nich na żadnym brzegu, ani u chrześcijan, ani u wyznawców mojżeszowych. Tu spoglądano na nich z pogardą, jak się patrzy na renegatów, tam z ukosa, podejrzliwie, nie wierząc w szczerość nawrócenia. Przeto nienawidzili i tych, których zdradzili, i tych, do których przystali — znienawidzili wszelką religię wogóle, wszelkie ideały jasne, wszelką robotę dodatnią. Szydercy, cynicy, dowcipnisie, bezwyznaniowcy, ateusze, bluźniercy, anarchiści duchowi i społeczni wyszli z tej grupy. Wnieśli oni do literatury i prasy europejskiej jad rozkładu, trujący ferment plugawego szyderstwa, który zaszkodził białym ideałom kultury chrześcijańskiej daleko więcej, aniżeli przechwałki rabinów i arogancka wrzawa dziennikarzów żydowskich.
Typem takiego neofity, ochrzczonego bez przekonania, był Henryk Heine. Dowiedziawszy się o chrzcie Edwarda Gansa, pisał do Masera: „nie wiem, co mam
Strona:Teodor Jeske-Choiński - Poznaj Żyda!.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.