Strona:Teodor Jeske-Choiński - Seksualizm w powieści polskiej.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.
  40


Pomogła jej rewolucya z roku 1905. Przewróciwszy do góry nogami wszystkie dawne „wartości“, na które składały się doświadczenia długiego szeregu pokoleń, „uświadamiając” gorliwie na wiecach i różnego rodzaju zebraniach młodzież, ucząc ją przedwcześnie tajemnic seksualnych, podniecając jej nierozwinięte jeszcze zmysły, zatruła młode pokolenie jadem lubieżnych pożądliwości.
Skutków tego jadowitego siewu nie potrzeba szukać. Rzucają się one same w oczy.
Wchodzisz do przeciętnego salonu burżuazyjnego. Zastaniesz w nim panów, panie. O czem to towarzystwo rozmawia i jak, co je najwięcej zajmuje? Kto ma dobre oczy i uszy, doznaje wrażenia, jakgdyby się znalazł na tokowisku cietrzewiem. Gruchają panie, wabią panowie. Z dwuznaczników, mniej lub więcej zręcznych, z dowcipów i dowcipków, ze spojrzeń, z uśmiechów tryska pożądliwość zmysłowa samców i samic. Mężczyzna wabi, kobieta poddaje się.
Nazywa się to „flirtem”.
O cóż tym samcom i samicom chodzi? Czy o naturalną, zdrową miłość, twórczynię rodziny, ogniska domowego? Bynajmniej. Naturalna, zdrowa miłość obywa się doskonale bez flirtu, rozkwita bez pomocy tego cynika. Nie potrzeba jej sztucznych podniet i niemądrych dwuznaczników.
Nie o miłość idzie, nie o twórczynię rodziny, lecz o grzeszną „zabawę”. Grzeszną podwójnie, bo zabawa taka plami duszę, sumienie, serce i powoduje nieszczęście. Nigdy nie mieliśmy tyle złych, niezgodnych małżeństw, nigdy tyle rozwodów i samobójstw z powodów seksualnych, ile w chwili obecnej. Nawet nieszczęsny koniec naszego XVIII stulecia nie zdobył się na taki „postęp”. Wówczas dotknęła zgnilizna etyczna tylko warstwy najwyższe, obecnie zaś ogarnia ona koła szerokie, zstępując coraz niżej.