— Héj! wy łuczniki! sprowadźcież go tu,
Rychło waszego czekam powrotu.
— A tak łuczniki k’temu zwyczajni
Najlepsze konie zabiorą z stajni,
Psy też ze sobą wezmą myśliwskie
I wnet się w bory zapuszczą bliskie.
Lasyż to lasy, dzikie gęstwiny,
Najprzeróżniejszéj pełne zwierzyny;
Pomknęła sarna, pędzą za drugą,
I lecą borem długo, tak długo
Ażci nareszcie o słońca wschodzie
Ujrzą łaniątko przy cichéj wodzie.
Staw był szeroki, ocienion drzewy,
Po stronach rosły krzaczyste krzewy.
— Hop! hop! — nieboga spojrzy w tę stronę,
Widzi dwie paszcze zdala czerwone,
Przesadza kłody drzew co pogniły,
Skacze, ostatniéj dobywa siły;
A coraz głośniéj zgraja myśliwa
Na świeżych tropach gęściéj zagrywa.
Kiedy tak pędzi, ujrzy pod skałą
Za żywopłotem, kapliczkę małą,
Strona:Teofil Lenartowicz - Nowa lirenka.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
— 6 —