Ta strona została uwierzytelniona.
— 44 —
Na letnim zmierzchu, ujrzą klęczącą
Postać staruszka od światła lśniącą.
Przeto się cały orszak zatrzyma
Czyli jakiego złudzenia nie ma,
Lecz najwyraźniéj z starca habitu
Wychodzą blaski jak gdyby świtu.
Ręce wzniesione, głowa i broda
Jak kiedy się kto na wolę poda;
Cały w pacierzu, cały na niebie,
Jakby za życia wyszedł ze siebie. —
A kiedy na raz orszak spostrzegnie
Że Święty klęczy a w górę biegnie,
I wciąż na drzewa spokojne liście
Blaski od niego biją srebrzyście;
Pochylą głowy, zegną kolana,
I poczczą sługę Wielkiego Pana.
Klęczą, i słyszą jakby rozmowę:
— Miłość i łaska na twoją głowę!
I znowu słyszą: — Nie dla mnie, Panie,
Nawróconemu niechaj się stanie.
Każdemu który do Ciebie wróci
Niech anioł z duszy ciemności zrzuci,