Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/100

Ta strona została uwierzytelniona.

mia milczy o reszcie; wyciągnęła ona także i z tej reszty jakąś korzyść i nie uskarża się bynajmniej! I tak we wszystkiem w przyrodzie. Ona jest prawdą, nie zaś kłamstwem, — tyle jednak wielkości i sprawiedliwości, tyle macierzyńskości w tej prawdzie! Jednej tylko rzeczy żąda ona od wszystkiego: prostoty serca — i tej zawsze użyczy poparcia, odmawiając go w razie przeciwnym. We wszystkiem, czemu dała przytułek, znajduje się coś z prawdy. Niestety, czyż wszystko to nie jest historyą wszelkiej wielkiej prawdy wstępującej, takiej, co już wstąpiła w szranki świata? Ciało każdej z tych prawd jest niedoskonałością; jest to pierwiastek światła w ciemnościach: dla nas wszelka prawda musi się wcielić w czystą logikę, w jakiś teoremat wszechświata ściśle naukowy, który nie może być kompletnym i musi kiedyś w końcu okazać się niezupełnym, błędnym i tak umrzeć oraz zniknąć. Ciało wszelkiej prawdy umiera, a jednak każda prawda posiada duszę, która nigdy nie umiera, która we wciąż nowych ucieleśnieniach żyje nieśmiertelna podobnie, jak i człowiek. Takie są drogi natury! Prosta treść prawdy nigdy nie umiera. Byleby tylko była ona czemś prostem, byleby była głosem, wydobywającym się z wielkiej głębi samej natury, — oto jest punkt decydujący przed trybunałem tej natury. To, co my zwiemy czystem lub nieczystem, nie stanowi jeszcze dla niej kwestyi ostatecznej. Nie chodzi jej o to, ile w kim słomy, lecz czy znajduje się w nim pszenica. Czysty? Niejednemu z ludzi mógłbym powiedzieć: „Tak, jesteś czysty, dość czysty, jesteś jednak słomą, nieszczerą hipotezą, bezmyślną zgodą na różne „powiadają,“ tworzysz zbiór formalności; nie dotknąłeś nigdy wielkiego serca