Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

nie stanowi już rzeczywistości, był nią jednak kiedyś. Winniśmy pojąć, że to, napozór, stado obłoków tworzyło ongi rzeczywistość, że nie mamy tu do czynienia, jako z jej źródłem — z alegoryą poetycką lub, tem mniej, ze zwodnem oszukaństwem. Sądzę, że ludzie nigdy nie wierzyli w marne pieśni, nie ryzykowali życia swej duszy dla alegoryj; po wszystkie czasy, szczególniej w owe poważne czasy pierwotne, ludzie instynktem umieli odkrywać szarlatanów, aby nienawidzieć i brzydzić się nimi. Pozostawiając też na stronie owe teorye szarlatanizmu i alegoryi, a wzamian wytężając z sympatyą uwagę ku temu dolatującemu nas zdala zgiełkowi czasów pogańskich, postarajmy się przekonać, czyby się nam nie udało przynajmniej dojrzeć pewności, że tkwił jednakże w treści ich jakiś fakt, że ludzie ci nie byli wcale kłamcami lub szaleńcami, lecz, na swój nędzny sposób, szczerymi i zdrowymi!

Proszę sobie, pomiędzy innemi, przypomnieć owę fikcyę Platona o człowieku, który wzrósłszy oraz dojrzawszy gdzieś w jaskini podziemnej tudzież mrocznej, zostałby nagle wyprowadzony na świat i ujrzał nagle wschód słońca. Co za zdziwienie, co za podziw, co za zachwyt ogarnąłby go na ten widok, który my obojętnie codziennie witamy! Całe serce tego człowieka, który połączyłby w sobie szczerą i swobodną czuciowość dziecka z mocą umysłu dojrzałego, zapłonęłoby na ten widok: rozpoznałby on doskonale boskość zjawiska i padłby przed niem na twarz w ubóstwieniu. — Otóż taka właśnie wielkość dziecięca tkwiła w narodach pierwotnych. Pierwszym wśród tych ludzi surowych myślicielem pogańskim, pierwszym, który postąpił kro-