Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/22

Ta strona została uwierzytelniona.

mentu (ta dzika światłość błękitna, niby duch jakiś, nieskończenie przewyższała świetnością swą wszystko, co dane nam jest oglądać na tym padole), przenikała aż do głębi serca dzikiego Izmaelity, znacząc mu drogę przez pustynię bezludną. Dzikiemu jego sercu, co zawierało w sobie wszystkie uczucia, lecz nie posiadało słowa dla żadnego z nich, ta Kanopa mogła się zdawać niby jakiemś małem okiem, które słało mu swe spojrzenie z głębi wielkiej i głębokiej wieczności, odkrywając wewnętrzną świetność. Czyżbyśmy nie byli zdolni pojąć, w jaki sposób ludzie ci doszli do ubóstwienia Kanopy, stali się tem, co zwiemy dziś Sabojczykami, gwiazd czcicielami? W tem dla mnie tkwi tajemnica wszystkich form poganizmu. Adoracya bez wiary ni granic — oto jest ubóstwienie. Dla tych ludzi pierwotnych wszystko i każda rzecz, co istniała obok nich, tworzyła emblemat boskości, jakiegoś Boga.
Proszę się tylko przypatrzeć, co za niezatracona nić prawdy wije się przez to wszystko. Czyż i dla nas, jeśli tylko zechcemy otworzyć zmysły i umysł, nie ujawni się Bóg w każdej gwiazdce, w każdem ździebełku trawy? Dziś my już nie czcimy tego wszystkiego, jak poganie, ale czyż i teraz jeszcze nie uważa się za dowód wyższej wartości duchowej to, co my zwiemy „naturą poetyczną,“ a co polega na świadomości, że wszelka rzecz ma w sobie coś z boskiego piękna, że wszelka rzecz jest istotnie „oknem, skroś które możemy utonąć wzrokiem w boskości nieskończonej?“ Tego, co posiada zdolność spostrzegania czaru zjawisk wszelkich, nazywamy poetą, malarzem, geniuszem, człowiekiem obdarzonym wyższą siłą, mi-