Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/244

Ta strona została skorygowana.

wziętym. Być może, nie istnieje nabożeństwo prawdziwsze.
Literatura, o ile jest literaturą, jest „apokalipsą natury,“ objawieniem „tajemnicy otwartej.“ Można śmiało ją nazwać, w stylu Fichtego, „objawieniem nieustannem“ boskiego w ziemskiem i zwykłem. Boskie, zawsze w prawdzie istotnej, trwa i znajduje objawienie swe raz w tym, drugi raz w innym języku, z różnemi stopniami jasności: tak czynią świadomie lub nieświadomie wszyscy piewcy i mówcy szczerzy i natchnieni. Ponure i gwałtowne oburzenie Byrona, takie kapryśne i przewrotne, może nosić ślady tego; tak — i nawet śmiech suchy sceptycznego Francuza: jego wyśmiewanie fałszu — to miłość i cześć dla prawdy. O ileż więcej tej boskości w muzyce sfer takiego Szekspira, takiego Goethego, lub w muzyce katedralnej Miltona! Nie są też niczem te skromne i pełne prostoty dźwięki skowronkowe Burnsa, skowronka niebiańskiego, co zerwawszy się z nizkiej bruzdy polnej, zawisa w błękitach głębokich nad głowami naszemi i tam śpiewa z taką prostotą! Wszelka pieśń prawdziwa stanowi rodzaj nabożeństwa i w gruncie rzeczy toż samo możnaby powiedzieć o każdej robocie prawdziwej, — której takie śpiewanie jest tylko wspomnieniem i sprawiedliwem a melodyjnem przedstawieniem. Na powierzchni tego olbrzymiego oceanu piany słowa drukowanego, nazywanego przez nas niedbale literaturą, można znaleźć w dziwnem i niepoznawalnem dla zwykłego oka przebraniu urywki prawdziwej „liturgii kościelnej“ i prawdziwego „zbioru nauk religijno-moralnych.“ Książki są też naszym kościołem.