Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/257

Ta strona została skorygowana.

cznych substancyj, że sceptycyzm taki, jak widzimy, bolesny i nienawistny, stanowi nie koniec, lecz początek.
Mówiąc przeszłym razem, bez przedsięwziętej pod tym względem myśli, o teoryi Benthama, nazwałem ją teoryą nędzniejszą od teoryi Mahometa. Czuję się zmuszonym obecnie do wyznania, że takiem jest rzeczywiście zdanie moje wyrozumowane. Nie chcę bynajmniej obrazić Jeremiasza Benthama, jako człowieka, lub też tych, którzy go szanują i w niego wierzą. Sam Bentham, a nawet jego wierzenie, porównawczo zasługuje na uznanie. Jest ono śmiało tem, czem świat cały tchórzliwie i niewyraźnie starał się być. Niech będzie przesilenie, a przyjdzie albo śmierć, albo zdrowie. Ten brutalny utylitaryzm maszyny parowej uważam za zbliżanie się ku nowej wierze.
Było to odrzuceniem precz obłudy, powiedzeniem sobie niejako: „Dobrze więc, świat ten jest martwą maszyną żelazną, Bogiem jest grawitacya i głód egoistyczny; popróbujmyż, czego można dokazać zapomocą hamulca, wahadła, dobrego dopasowania zębów i kół zębatych!“ Coś skończonego i męzkiego tkwi w tem hańbieniu się nieustraszonem bentamizmu tem, co uznaje on za prawdziwe; możecie to nazwać bohaterskiem, chociaż ślepo bohaterskiem! Jest to punkt kulminacyjny, odważne ultimatum tego, co spoczywało w tym stanie ni takim, ni owakim, przenikając istnienie całe człowieka ośmnastego wieku. Zdaje mi się, że wszyscy negujący Bóstwo, jak i wierzący ustami, jeśli tylko jest w nich jakaś odwaga i sumienność, winni być bentamistami. Bentamizm — to bohaterstwo bez oczu: tu rodzaj ludzki, niby