Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/263

Ta strona została skorygowana.

światem bohaterskim. Wówczas stanie się on światem zwycięzkim, — ale nigdy przedtem.
Ale po cóż mówię o świecie i zwycięztwach jego? Ludzie zbyt wiele mówią o świecie. Czyż każdy z nas tu nie ma własnego życia do kierowania, a świat niech sobie idzie, jak chce, i będzie zwycięzkim lub nie! Wszak życie jedno tylko, jeden tylko błysk czasu pomiędzy dwoma wiecznościami, i żadnej nigdy szansy na drugie życie. Należałoby, abyśmy żyli nie jak głupcy i pozorności, lecz jako mędrce i rzeczywistości. Zbawienie świata nas nie zbawi, tak jak nie zgubi nas jego zguba. Należałoby nam siebie pilnować: wielką zdobywa w tym wypadku zasługę, kto pełni „obowiązek pozostawania w domu!“ I zresztą, mówiąc prawdę, nie słyszałem nigdy o „światach,“ „zbawionych“ w inny jaki sposób. Ta mania zbawiania światów jest też rysem wieku XVIII i jego sentymentalizmu marnego. Nie idźmy tą drogą zbyt daleko. Ze zbawieniem świata spuszczę się z ufnością na Stwórcę świata, a sam zajmę się trochę zbawieniem własnem, co do którego większą jest moja kompetencja! Streszczając się, powiem, że, ze względu na świat i na nas samych, winniśmy się wielce radować, iż sceptycyzm, nieszczerość, ateizm mechaniczny, z całym zasobem ich jadów, odchodzą już i prawie nawet odeszły.
Otóż takiemi przedstawiały się warunki, wśród których żyć musieli w czasach Johnsona nasi ludzie pióra. Były to czasy, kiedy życie, ściśle mówiąc, nie posiadało żadnej prawdy. Stare prawdy — powalone, nieme były prawie, nowe zaś leżały jeszcze w ukryciu, nie usiłując przemówić. Wśród tego zmroku świata nie