Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/313

Ta strona została skorygowana.

wszystkich dusz, rzeczywistych, — małych, czy wielkich? Nie, nie zdołamy wyobrazić sobie Cromwella jako obłudę i zarozumiałość upostaciowaną, a im bardziej badam go tudzież jego działalność, tem mniej temu wierzę. I dlaczegóż mielibyśmy w to wierzyć? Żadna oczywistość za tem nie przemawia. Nie jest-że dziwne, iż pomimo całe góry potwarzy, któremi przywalono pamięć tego człowieka, pomimo, iż przedstawiono go jako samego króla łgarzów, który nigdy, lub prawie nigdy, nie powiedział prawdy, lecz zawsze tylko jakąś chytrą imitacyę prawdy, — nie dowiedziono mu dotąd żadnego fałszu? Król to łgarzów, a nie wiemy o żadnem z jego kłamstw, żadnego jeszcze nie udało mi się dojrzeć. Wygląda to na historyę z pytaniem Pococka, postawionem Grotiusowi: „gdzie dowód co do gołębia mahometowego?“ Żaden dowód nie istnieje! Dajmy pokój wszystkim tym chimerom obelżywym, jak to wogóle chimerom się należy. Nie są to wcale portrety człowieka, są to raczej widma niekształtne, wytwór wspólny nienawiści i mroku.
Zupełnie inna, jak mi się zdaje, powstanie hipoteza po przyjrzeniu się własnemi oczyma życiu tego człowieka. Czyż to niewiele, — co wiemy o pierwszych jego latach, w których był nieznanym światu, — chociaż tak zmienione, jak do nas doszło, — nie wykazuje w zupełności natury szczerej, uczuciowej, żarliwej? Temperament jego nerwowy i melancholijny dowodzi prędzej powagi, zbyt dla niego głębokiej. Nie mamy obowiązku zbytniej wiary w te historye z „widmami,“ t. j. zarówno z owem widmem białem, co zjawiało się w biały dzień z przepowiednią, iż będzie on królem angielskim, — jak i z czarnem, czyli dyabłem we