Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/315

Ta strona została skorygowana.

jego; nagrody świata wzbogacić go nie mogą Uprawia glebę, czyta Pismo święte, zbiera codziennie na modlitwę swoje sługi. Podnosi ducha prześladowanych sług bożych, lubi kaznodziejów, — co więcej, sam nawet umie kazać i pobudza sąsiadów do mądrego postępowania, do pracy około odkupienia wieku. Gdzież we wszystkiem tem widnieje „hipokryzya,“ „ambicya,“ „obłuda“ lub inny jaki fałsz? Nadzieje człowieka tego — wierzę w to niezłomnie — kierowały się ku innemu, wyższemu światowi; za cel wybrał sobie dojście tam, spełniwszy dobrze skromną swoję drogę przez ten świat. Nie dobija się on bynajmniej o rozgłos — i na cóż mógłby się mu przydać rozgłos na tym padole? „Zawsze pod okiem wielkiego swego Nadzorcy.“
Uderza też i owo zjawisko, jak występuje on raz publicznie, występuje na widownię dlatego, iż wszyscy wzbraniają się to uczynić, i staje w obronie krzywdy publicznej; mam tu na myśli owę sprawę o Błota Bedfordzkie. Nikt nie odważył się zapozwać władze, a więc on to uczyni. Ukończywszy jednak tę sprawę, pogrąża się znowu w ciszę, powraca do swego Pisma świętego i swego pługa. „Zdobycie wpływu?“ Wpływowość jego jest najbardziej uprawnioną, pochodzi bowiem z bezpośredniego poznania jego osoby, jako człowieka prawego, religijnego, rozumnego, odważnego. W taki to sposób dosięgnął lat przeszło czterdziestu. Tu staje już wobec starości, wobec poważnego wejścia do krainy śmierci; czyż wtedy to właśnie miałaby w nim nagle obudzić się „ambicya?“ Nie w taki sposób tłumaczę sobie jego posłannictwo parlamentarne!