Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/325

Ta strona została skorygowana.

Widzimy, że był on — co tworzy cel wszystkich mówców — mówcą, czyniącym wrażenie, nawet w parlamencie, mówcą, który odrazu zdobywał przewagę. Rozumiano zawsze, że on coś miał do powiedzenia grubym swoim głosem namiętnym — i chciano wiedzieć, co. Nie dbał o wymowę, a nawet gardził nią i nienawidził, i prawił zawsze, nie obmyśliwszy naprzód wyrazów, któremi się miał posługiwać. Reporterowie także w owej epoce odznaczali się, jak widać, wielką naiwnością i dawali do druku nic więcej nad to, co znajdywali w swoich notatkach. Tu miejsce na spostrzeżenie: co to za argument na korzyść teoryi, czyniącej z Cromwella obłudnika rozmyślnego, wiecznie wyrachowującego, grającego rolę pewną przed światem, z tego faktu, że aż do końca nie dbał on więcej o swoje mowy! Czemuż nie począł choć trochę studyować własne wyrazy przed rzuceniem ich publiczności? Jeśli słowa są prawdziwe, to można je pozostawić samym sobie.
Chcę też zrobić pewną uwagę co do owego „kłamstwa“ Cromwella. Przypuszczam, że to, lub coś w tym rodzaju, leżało w jego naturze. Sprawiał on zawód wszystkim stronnictwom. Każdemu z nich wydawało się, iż zamierzał on powiedzieć to, pewnem było nawet, że to powiedział, — a raptem okazuje się, że chciał powiedzieć zupełnie co innego! I wnet krzyk: to król łgarzów! Tymczasem, gdy się wejrzy w treść rzeczy, nie jestże to los nieunikniony człowieka niefałszywego, lecz, w czasach podobnych, wyższego? Człowiek taki nie umie się obejść bez pewnych przemilczeń. Jeśli będzie szedł z sercem na dłoni, by je wrony dziobały, to niedaleko zajdzie! Żaden człowiek