Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/64

Ta strona została uwierzytelniona.

uderzenie piorunu, lecz olbrzym tylko się przebudził, potarł policzek i rzekł: „czy to liść spadł?“ Zaledwo Skrymir znowu w sen się pogrążył, Tor raz jeszcze uderzył. Cios był potężniejszym od pierwszego, lecz olbrzym szepnął jedynie: „czy to ziarnko piasku?“ Trzeci więc cios zadał Tor oburącz (myślę, że „stawy zbielały“) i zdawało mu się, że pozostawił duży ślad na twarzy Skrymira, lecz ten przerwał tylko chrapanie i zrobił uwagę: „Zapewne gnieżdżą się na tem drzewie wróble. Co też mogły one zrzucić?“ U wrót Utgardu, miejsca tak wysokiego, że trzeba było „wyciągnąć szyję i w tył ją przechylić, by ujrzeć wierzchołek,“ Skrymir poszedł spokojnie swoją drogą. Tora z towarzyszami wpuszczono i zaproszono do przyjęcia udziału w zabawach, które właśnie się odbywały. Torowi podano róg do wypicia, ze słowami, że osuszenie go jednym tchem uchodziło za zwykłą tu sztukę. Długo i z wściekłością trzy razy raz po raz pił Tor, lecz zaledwo mógł dostrzedz jakiejś zmiany niewielkiej. „Jesteś słabem dzieckiem — powiedzieli mu olbrzymi; — czyż potrafiłbyś podnieść tego tam kota?“ Chociaż sztuka ta zdawała mu się drobnostką, Tor nie zdołał jej dokazać, pomimo całej swej boskiej siły; zgiął krzyże owego stworzenia, ale nie zdołał dźwignąć łap jego z ziemi: zaledwie jedne mógł podnieść. „Ależ nie jesteś wcale mężem — rzekli mu mieszkańcy Utgardu; — ta oto stara baba może borykać się z tobą!“ Do głębi serca upokorzony Tor porwał się do tajemniczo-okropnej staruchy, lecz nie mógł jej rzucić o ziemię.
Wówczas to, kiedy już opuszczali Utgard, główny jötun, odprowadziwszy ich grzecznie kawał drogi, zwrócił się do Tora: „Jesteś więc zwyciężony — rzekł, —