OLBRZYM. No, no, z tych czterech malców, co mi sami wpadli w ręce!
OLBRZYMKA. Zabiłeś?! Ach!
OLBRZYM. I cóż tak rozpaczasz? Masz swoje dzieci! To dosyć! Ciesz się, że na twe córeczki nie mam apetytu!
OLBRZYMKA. Czyżbyś i nasze córeczki chciał zjeść?
OLBRZYM, Cha! cha! cha! Co to, to nic! Nie bój się! To moje skarby bezcenne! Idź po mięso!
OLBRZYMKA.(wychodzi z za firanki)Idę, idę!... Zaraz będzie śniadanie!... (Krzyk rozpaczliwy) Ach! ach! o, ja nieszczęśliwa! Coś ty zrobił? Ach! ach! Umrę z rozpaczy!
OLBRZYM. (wpada). Co się stało? Czego krzyczysz jak opętana? Chciałem jeszcze podrzemać, a ta mi przeszkadza! Co się stało!
OLBRZYMKA. Zarznąłeś własne dzieci! Ach!
OLBRZYM. Nieprawda! Moje miały na głowie korony! (pędzi do łóżka). A niegodziwe chłopcy! zdjęli korony i uciekli! Ha! Nie ujdziecie mi! Hej żono! dawaj mi stumilowe buty, ja ich dognać muszę i zemścić się! Pożrę! Na kawałki rozszarpię! Ha!
OLBRZYMKA. Na podwórzu stoją... Ja sił nie mam... Żyć nie chcę... Moje dzieci! moje biedne dzieci!
Strona:Tomcio Paluszek.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —