Strona:Tomcio Paluszek.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —


(Dzieci uciekają, po chwili przybiega olbrzym i nadsłuchuje).

OLBRZYM. Widziałem ich i znów znikli! Co to? czary?
KRASNOLUDEK. Kogo szukasz, panie Gigancie?
OLBRZYM. Tędy szły cztery małe twory?
KRASNOLUDEK. Twory? co to takiego twory?
OLBRZYM. Takie jak ja, ale bardzo małe...
KRASNOLUDEK. To niby my — krasnoludki?
OLBRZYM. Ależ nie! I nieśli złote korony mych córek!...
KRASNOLUDEK. O! to oni już dawno w domu! Jeszcze tędy szli o świcie...
OLBRZYM. Ha! umknęli mi! Ale niech mi jeszcze kiedy w ręce wpadną! (z rykiem wściekłości umyka).
KRASNOLUDEK. Chi! chi! chi! oszukałem go! ocaliłem te biedne dzieci! Widzicie, że i krasnoludek na coś się przydać może!

SCENA 6.
(Przed chatą drwala).

MATKA. (siedzi na ławie przed chatą.) Biedne moje dzieci! Umrę z tęsknoty za niemi! Pocóż usunęliśmy ich z domu?