Strona:Trybuna (1906) nr 3.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

konfekcyą i na handelku hasłami dorobili się niewielkiej fortunki. Ty zaś co innego... Ty napisałeś... trylogię!
Dziwno mi zaiste, że przy Swej wszechstronnej wiedzy i umysłowej bystrości, wskazując na źródła bandytyzmu, przemilczałeś zupełnie o swych dziełach. Wszak literatura polska nie posiada dzikszych i okrutniejszych wzorów nad te, którymi usiane są Twe, mistrzu, historyczne powieści?! Krew szeroką rzeką przelewa się przez stronice tych książek, tysiące ócz zachodzi bielmem śmierci, tysiące ciał pręży się wciąż w dreszczach konania.
Pamiętacie wbicie na pal Azyi:

...„Konie ruszyły: wyprężone sznury pociągnęły za nogi Azyi. Ciało jego sunęło się przez mgnienie oka po ziemi i trafiło na zadzierzyste ostrze. Wówczas ostrze poczęło się w nim pogrążać i jęło się dziać coś strasznego, coś przeciwnego naturze i człowieczym uczuciom. Kości nieszczęśnika rozstępowały się, ciało darło się na dwie strony; ból niewypowiedziany, tak straszny, że graniczący niemal z potworną rozkoszą, przenikał jego jestestwo. Pal pogrążał się głębiej i głębiej. Tuhay-beyowicz zwarł szczeki, wreszcie jednak nie wytrzymał — zęby jego wyszczerzyły się okropnie, a z gardzieli wydobył się krzyk: A! a! a! — do krakania kruka podobny.
— Wolno! — skomenderował wachmistrz.
Azya powtarzał swój straszny krzyk coraz szybciej.
— Kraczesz? — spytał wachmistrz.
Poczem krzyknął na ludzi:
— Równo! stoj! Ot, i już! — dodał zwracając się do Azyi, który umilkł nagle i tylko rzęził głucho.
Szybko wyprzężono konie, zaczem podniesiono pal, gruby jego koniec spuszczono w umyślnie przygotowany dół i poczęto obsypywać go ziemią, Tuhay-beyowicz patrzał już z wysoka na tę czynność. Był przytomny...“

Ale autorowi mało tego, on dalej wyciąga żyły z czytelników i drażni ich nerwy do histeryi.

...„po chwili wachmistrz zbliżył się do pala z świdrem w ręku i zawołał na stojących:
— Podsadzić mię!
Dwóch silnych chłopów podniosło go ku górze Azya począł patrzeć na niego z bliska, mrugając ciągle, jakby chciał poznać, co to za człowiek wspina się aż do jego wysokości. Tymczasem wachmistrz rzekł:
— Pani wybiła ci jedno oko, a ja sobie ślubowałem, że ci wywiercę drugie.
I to rzekłszy, zapuścił ostrze w źrenicę, zakręcił raz i drugi, a gdy powieka i delikatna skóra, otaczająca oko, owinęła się już naokół skrętów świdra — szarpnął“...

Mało tego: dragoni, odchodząc, zapalają żywe ręce skatowanego nieprzyjaciela...
Albo pamiętacie w »Potopie« scenę, gdy Kmicic przypieka płonącym kwaczem twarz i boki Kulikowskiego aż »swąd spalonego ciała począł rozchodzić się po stodole...«
W »Krzyżakach« dreszcz wstrętu i grozy budzi opis wyrywania języka i wypalania gorącą smołą oczu Jurandowi. Dziwne i dzikie są szczegóły boju czecha Hlawy z van Kristem: ...»pchnął nieszczęśnika dwukrotnie w gardło, kierując ostrze w dół ku środkowi piersi. Wówczas źrenice van Krista uciekły w głąb czaszki, ręce i nogi poczęły trze-