koniecznym warunkiem tej zmiany, a w programie Polskiej Partyi Socyalistycznej ten socyalizm dowodził, że tylko niepodległość Polski pozwoli zaprowadzić w niej ład ekonomiczny, planową wytwórczość, racyonalne prawodawstwo, ochronę pracy i uczyni kulturę polska, służebnicą warstw pracujących... Ten to socyalizm zdaniem oszczerców, okazał się nauczycielem bandytów!... Dlatego, że kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu nicponiów zakradło się do organizacyi socyalistycznych nie tylko zresztą socyalistycznych, gdyż bandyci byli i wśród narodowców, nie mieli ich jedynie postępowcy, którzy wogóle nie mają wcale organizacyi — — — dla tego tylko, że setka szantażystów poczęła wzorem rewolucyonistów zbierać pieniądze, fałszując ich odezwy i pieczęci; dlatego tylko, że bandyci przyswoili sobie pozory i hasła socyalistyczne — okrzyknięto bandytami socyalistów a przedewszystkiem najdzielniejszą, najofiarniejszą ich część — bojowców.
Za życia opluto bohaterów, którzy oddawali duszę za wolność i szczęście współbraci! Rząd skwapliwie skorzystał z tych dobrowolnych usług urodzonych niewolników i świadomie zaczął mieszać, nazywać i tracić razem zbrodniarzy i świętych... W tym wrzasku, który nadawał sobie pozory moralnego oburzenia, zapomniano o niezmiernej nędzy, braku pracy, o przymusowej bezczynności tysięcy ludzi, wywołanych wojną i wstrząśnieniami politycznemi zapomniano o niezmiernem zaniedbaniu i ciemnocie, w jakie pogrążone były te tłumy dzięki dotychczasowemu egoizmowi i lękliwości klas posiadających, dzięki uciskowi obcej biurokracyi; zapomniano o złym przykładzie, jakim im przez dziesiątki lat dawano z góry, gdzie bogacenie się za jaką bądź cenę i używanie, były panującemi hasłami, zapomniano, że zbrodnia, że afekty społeczne zawsze i wszędzie ubierają się w najjaskrawsze, najsilniejsze barwy epoki, że w czasach wojen religijnych pokrywają się one mistycznemi zawołaniami, w czasach pracy organicznej uprawiają pokojową lichwę, defraudacyę, fałszywe bankructwa, skomplikowane kradzieże, a ujście swej krewkości dają wówczas w pojedynkach, czy to na noże, czy na pistolety...
Czy pan Świętochowski, ideolog owego okresu, bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkich zbiegłych kasyerów i cichych »czerwiennych waletów?« Był czas, że pomawiano go o to, jako »pozytywistę«, lecz wyparł się tego z oburzeniem.
Czy pan Henryk Sienkiewicz odpowiada za mordy pojedynkowe, jakie grasowały wśród nas niedawno, jak istotna zaraza?
Dla czegóż ci panowie zrzucają odpowiedzialność na rewolucyonistów i socyalistów za mimiczne zapożyczenie od nich haseł przez zbrodnię obecną?
Strona:Trybuna (1906) nr 3.djvu/20
Ta strona została skorygowana.