Strona:Trybuna (1906) nr 3.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

cech dziecka tego ludu: jego temperament, język, przedsiębiorczość, maniery, oczywiście przedystylowane w szkole życia wielkoświatowego, Duża doza awanturniczości i namiętność przewodzenia, cechujące ów typ, przemieniły się u niego w gorączkę polityczną, szukającą bezwzględnie ujścia dla swej potrzeby burmistrzowania — za wszelką cenę. Stąd wylęgiwanie się w tej głowie rozległych planów, wyglądających zbliska nieraz komicznie, rzucanie się w awantury, które w dojrzałem, karnem społeczeństwie nie znalazłyby przebaczenia. Wstępujący w kadry pracowników dla odrodzenia ojczyzny Roman Dmowski — rzuca się do Parany, jakoby przyszłość ojczyzny za oceanem leżała; z wybuchem wojny rosyjsko-japońskiej — wyrusza do Japonii, by tam na dworze mikada być ambasadorem Polski; po ogłoszeniu „konstytucyi“ w Rosyi i oblaniu jej w Warszawie krwią, gdy deputacya polska wysłana do Wittego, spotkała się w Petersburgu z obelżywym komunikatem rządowym i postanawia wrócić — Dmowski na własną rękę wyrabia sobie audyencyę u premiera, ofiarowuje mu na własną rękę stłumienie socyalizmu i anarchii za cenę samorządu. We wszystkich tych krokach uderza niecierpliwy apetyt, gorączkowe rwanie się do władzy, namiętność czynu o ile możności w wielkim stylu — równocześnie umie jednak Dmowski zdobyć się na pracę drobiazgową, codzienną, z zaciętemi ustami i pięścią zaciśniętą i tylko podnoszenie tej pięści w stronę nieprzyjaciela zdradza, że wewnętrzne napięcie nigdy nie ustało.
Ten pierwiastek woli, jaskrawo rzucający się w oczy we wszystkich występach czynnych i piśmiennych Dmowskiego, ta jego bezwzględność w dążeniu do zakreślonych sobie celów, to wkładanie w każdą robotę całego siebie i chwalebne branie na siebie największej także odpowiedzialności, ta działalność, nie licząca się z możliwością katastrof i nieszczęść — wszystko to wyniosło Dmowskiego nad poziom reszty jego współpracowników, będących przedewszystkiem „literatami“ i uczyniło go prawie dyktatorem stronnictwa. Pomaga mu przytem inteligencya, odznaczająca się dziwną prostolinijnością i grubością zarysów. Nie przeczuwa wcale sfery myślenia i uczucia, wyższej nad empiryzm chwili, i bezbrzeźną okazuje pogardę dla wszelkiej metafizyki, czem byłaby ideowość daleka od utylitaryzmu danego momentu. Sam zupełnie niezdatny do wznoszenia się nad interes momentalny — zupełnie ulega chwili; z całą plastycznością jednostki głębszej kultury pozbawionej, poddaje się tylko sile imponującej powodzeniem, zwycięskiej. Po krótkim pobycie w Londynie był najlepszym Anglikiem między Polakami, szkoda tylko, że u Anglików nie podpatrzył np. zasady autonomii narodowościowej i jednostkowej; po parutygodniwym pobycie w Japonii jest najlepszym wśród Polaków Japończykiem, („Przegl wszechp.“ 1905) — znowu bez