Przyczyna tego tkwi w jawności wyborów. Że prawo wyborcze do sejmu przywiązane jest do cenzusu podatkowego, to samo przez się jeszcze nie uniemożliwiłoby wyboru socyalisty w takiem mieście jak Kraków, gdzie i wśród wyborców uprzywilejowanych, t. j. płacących podatek bezpośredni w wymaganej wysokości, znalazłaby się niewątpliwie większość dla kandydata socyalistycznego. Ale jawność aktu głosowania wyklucza zupełnie tę możliwość.
Bo proszę sobie konkretnie wyobrazić jawne głosowanie. Wyborca musi osobiście stanąć w obliczu komisyi wyborczej, mianowanej przez władze (przy wszelkich innych wyborach, n. p. przy wyborze do centralnego parlamentu członkowie komisyj wyborczych wybierani są przez wyborców, a tylko autonomiczny sejm galicyjski nie dał wyborcom tej autonomii, lecz przelał tę funkcyę w ręce komisarzy rządowych!) i tej komisyi głośno powiedzieć, na kogo głosuje. Komisya zapisuje do protokołu, kto na kogo głosował i jeszcze po dziesięciu czy dwudziestu latach można będzie z aktów wyborczych sprawdzić, na jakiego kandydata dany wyborca głos swój oddał. Proszę sobie teraz wyobrazić urzędnika, któryby chciał głosować na kandydata innego, niż ten, którego zaleciła władza przełożona; proszę sobie wyobrazić właściciela domu, mającego ochotę głosować opozycyjnie, gdy w komisyi wyborczej, albo obok komisyi siedzi... urzędnik podatkowy. Proszę sobie wyobrazić wyborcę, mającego w Krakowie jakiekolwiek interesy, oparte na kredycie, któryby się odważył w dniu 7 listopada b. r. głosować jawnie na kandydata opozycyjnego, skoro kandydatem stańczykowskim był dyrektor potężnej instytucyi kredytowej: Miejskiej Kasy Oszczędności; jeżeli ów wyborca zadłużony jest w tej kasie i przyjdzie sprawa prolongaty, jeżeli nawet nie jest tam zadłużony, ale spodziewa się, że jutro lub za rok lub może za pięć lat będzie w tej kasie potrzebował kredytu — a uprzytomni sobie, że komisya wyborcza zapisze, na kogo głosował i że za rok, za pięć i za dziesięć lat będzie to można z aktów urzędowych skonstatować, to wyborcy takiemu pozostają dwie drogi: albo głosować na kandydata stańczykowskiego, albo wcale nie głosować.
Tem tłómaczy się zjawisko, że w dniu 7 ub. m. z pośród 8,723 uprawnionych do głosowania wyborców głosowało zaledwie 4.206, a wstrzymało się od głosowania 4.517, t. j. więcej, niż połowa. A jeżeli się jeszcze zważy, że pomiędzy oddanymi głosami było blisko 2.000 »pełnomocnictw« (o których niżej pomówimy), to w rzeczywistości głosowała tylko jedna trzecia część wyborców. Dwie trzecie teroryzm kliki rządzącej odpędził od »urny«, jak się zwykle mówi, chociaż przy wyborach do sejmu galicyjskiego żadnej urny niema, bo głosuje się nie kartkami, lecz ustnie...
Strona:Trybuna (1906) nr 3.djvu/42
Ta strona została skorygowana.