Strona:Tryumf.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

hrabina, to się zaraz tak na nogi dźwignę, jakby mię kto szydłem dźgnął. To już tak we krwi siedzi, panie stangret.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

A pan wybaczy, wybaczy, panie Naleśnik. —
— Kolesiak, do usług pana hrabiego.
— Ah pardon! Panie Kolesiak, pan wybaczy, u nas to już tak po domowemu, skromnie, skromnie. Na kolacyę mleczko kwaśne z ziemniakami, chleb i masło, kluseczki, herbata. Pan może przyzwyczajony lepiej, w mieście, ale my tu na wsi — —
— Ja też ze wsi, panie hrabio.
— Tak by nazwisko wskazywało: Polesiuk.
— Kolesik, Fhedzie —
— Ah pardon, masz racyę Pusiu, pan Kolesik. Biedny Fomio nie może się potem odjeść u cioci Pimci, jak wróci od nas z Tatarowa.
— Niechcesz panu Pałasikowi powiedzieć, że Fomio jada tylko u cioci Pimci, Fhedzie.
— No tak, Fred przecież wie, że się w klubie stołuję–ę.
— Ah pardon, masz racyę, Pusiu. Cóż tam nowego u was, na wielkim świecie, w stolicy? Stara Aurcia zawsze się jeszcze drze na dobroczynnych koncertach?
— Żartujesz, mój drogi, a księżna Aurora ma jeszcze czarujący głos i sama jest jeszcze czarującą kobietą–ą.