Strona:Tryumf.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co? Albo co?
— Stalugi!
— Co?
— Rem — brandt!
— Rembrandt?
— Rem — brandt! I wystaw pan sobie, gdzie go znalazłem?! Wisiał przy piecu w kredensie! Wchodzę kazał sobie buty czyścić — patrzę — no! Co!
— Istotnie — — jeżeli — —
— Co? W Tatarowie Rembrandt! Nowina? Co? Europa spuchnie! Jeden rzut oka! Co–o?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Fhedzie, Fhedzie! Rhembhandt w Tatahowie! Euhopa spuchnie! Ja myślę, że ahcyksiążę phrzyjedzie!
— A jak sobie każe posłać pokazać?
— Ah ty, czahny phohoku! Złoty ten Fomio, nieopłacony! Wiesz, on nic niema, pożycz mu jakie głupie dwa tysiące kohon.
— Pożycz?
— No mniejsza o to! Phrzecież to khocie wahte, miliony! Dzięki Bogu sphrzedać nie potrzebujesz. Stefanowa pęknie!
— Europa spuchnie, Stefanowa pęknie —
— Zobaczysz, że ahcyksiążę phrzyjedzie!
— Pusia, ale czy to naprawdę Rembrandt?
— No jakże?! Taki znawca, jak Fomio, mówi!