Strona:Tryumf.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

stahuszek, a na wikahego już skahgę posłałam do księdza biskupa. Sthaszny człowiek!
— Cóż robi, pani hrabino?
— Ależ to buntownik phosty, sokół, fahmazon! Powiada, że niema żadnej pothrzeby, żeby się chłopi do nóg kłaniali kapeluszem, ani żeby baby pod kolana obejmowały, jak o co phoszą! Sama słyszałam, jak mówił na ambonie, że póty nie będzie na ziemi dobhrze, póki ludzie phrzed phawem, (tak, jak phrzed Bogiem, nie będą wszyscy hówni, bo, powiada, obecna rhówność jest tylko pozohną. Albo: księdza w rhękę całujesz — rhaz mówił — dlatego, że ksiądz. Jak ksiądz nieuczciwy, niepohrządny, niemohalny, to się do niego plecami obhóć i nawet nie chodź do niego do spowiedzi, tylko idź gdzie indziej, do dobhego księdza. No phoszę! Chłop ma sądzić o mohalności księdza!
— Istotnie tak mówił? To wikary tutejszy, w Tatarowie?
— A tak. Ojcowie jezuici macie taki wpływ u księdza biskupa, Ja już skahgę pisałam. Niech go ztąd zabiohą! Notabene ludzie go tu kochają i szanują. Tak zbałamucił.
— Może pani hrabina być spokojna.
— Hehezyi ich uczy, w głowach im mąci! Postępowiec! Do kahcehu w klasztohrze na rhekolekcyę!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .