twe serce w wodę, którą obrosły lilie i tulipany o liściach czerwonych...
Piękna, piękna! pragnę cię, chcę cię, szukam cię!... — począłem wołać na las, na ciszę na ciemność i na gwiazdy rozsiane nad puszczą.
∗ ∗
∗ |
Nazajutrz wstałem z głową ciężką, późno. Po raz pierwszy nie budziłem moich podwładnych. Stary Szymon, mój główny pomocnik i specyalista od zakładania min dynamitowych, zbliżył się ku mnie, popatrzał na mnie niespokojnie i spytał, uchylając czapki:
— Czy pan inżynier nie słaby?
— Nie. Zaspałem tylko trochę.
— I sen pan inżynier miał niespokojny. Ja nadsłuchiwałem trochę przed namiotem. Bośmy się zwykle witali o czwartej, a teraz to już ósma dochodzi.
— Zaspałem. Późnom się położył. Ale robota idzie?
— Idzie. Ale tu na lewo, tylko się zniżyć trochę i za wodę, jest mieszkanie ludzkie.
Drgnąłem, ale usiłowałem nie zdradzić wzruszenia.
— Któż tam mieszka?
— Leśniczy królewski.
— Sam?