Strona:Tryumf.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

nagle lekkie wzniesienie, a poza niem, o kilkaset kroków, dom i zabudowania gospodarskie.
Leśniczówka.
Poczęło mi serce bić i zmięszałem się bardzo, bo co ja powiem i po co jadę? Stęskniłem się za ludźmi? Co ich to może obchodzić. Pragnę kilka dni pomieszkać w ich domu? Mogą mię tak przyjąć, że mi to przez gardło nie przejdzie. Powiem, że przyjeżdżam przestrzec, że będziemy bardzo dużo huku robili, rozsadzając skały, a ponieważ widziałem kobietę...
Już nie myślałem nic, tylko jechałem naprzód. Koń, znudzony wybojami leśnemi, grzmiał po miękkiej drodze, jak wiatr. Myśliwskie psy poczęły ujadać z za parkanu. Wkrótce jednak ktoś gwizdnął i kazał im być cicho. Podjechałem pod bramę. Ku bramie wyszedł parobek.
— Kto taki?
— Inżynier królewski.
Zdjął czapkę.
— Co pan każe?
— Czy jest kto w domu?
— Jest pani.
A panienka? — chciałem się spytać i zrobiło mi się bardzo przykro.
Wyjąłem bilet i kazałem się zameldować, wjechawszy w podwórze.