tały ciągle, uporczywie, rozkazująco. Musiałem zdawać jakiś egzamin, który mnie mieszał i drażnił, a razem sprawiał mi niewysłowioną rozkosz. Odpowiem ci na wszystko, wszystko — mówiłem jej nawzajem oczyma — bo cię kocham!...
A oczy jej, wybadawszy mię i skończywszy egzamin, poczęły potem dźwięczeć i dzwonić:
— Oto zaczarowany las, puszcza, gdzie nikt nie stąpał, bór dziewiczy, żywiczny...
Pójdź, a zaprzepaść się, zanurz się, jako w krynicę chłodną, jako w źródło wonne, które jest w środku ogrodu...
Pójdź, niech jako gwiazdy cieką krople w twe oczy, krople wody, którą obrosły lilie i tulipany o liściu czerwonym...
Poszliśmy potem na kawę do pokoju. Tu było mnóstwo strzelb, fajek, łbów dziczych, niedźwiedzich skór i orłów wypchanych z rozpiętemi skrzydłami.
Na ścianie widniał portret starca.
— Mój mąż — wskazała mi portret ręką.
Mimowoli wyrwało mi się trochę nagle:
— Mąż pani?!
Uśmiechnęła się i odparła:
— Tak, panie inżynierze.
Kiedym ją żegnał, uścisnęła mi mocno rękę i powiedziała:
— Mam nadzieję, że pan mnie często odwiedzać będzie. Mąż mój wyjechał na długie tygodnie
Strona:Tryumf.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.