Strona:Tryumf.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

Myrty swym ogniem. Zerwała się z ziemi krzycząc:
— Piorunami zapalę twój most! Chciałam, aby burza nadeszła i oto jest! Czarodziejką jestem leśną i wzywałam burzy całą potęgą mojego serca. Modliłam się do żywiołów, poganka i dzika dziewczyna! Piorunami zapalę twój most! Uczynię taki wylew, iż robota twoja w niwecz pójdzie! Żelazne twoje szyny toczyć się będą z falą, jak wióry spłókane z drwalni! Patrz! Słuchaj!
Istotnie burza nadeszła. Z niesłychaną szybkością nadleciały czarne chmury, rzucając z siebie raz wraz jasne błyskawice, grzmot i pioruny. Nie ubiegło paru minut, a burza szalała nad nami.
Stare jodły okrywały nam głowy od deszczu, który, zdawało się, płatami walił się z chmur na ziemię. Grom za gromem uderzał ze straszliwym łoskotem. Nie była to burza, ale oberwanie chmury.
Stałem na krawędzi przepaści obok Myrty, która z wyciągniętą szyją i półotwartemi ustami zdawała się czegoś wyczekiwać, czegoś chcieć.
Nagle słup ognia zaświecił w oddaleniu.
— Twój most! — krzyknęła z tryumfem Myrta.
Potoki leśne wezbrały; woda poczęła się falą lać z wyżyn leśnych. Z pośród drzew wybiegały strumienie, których nigdy przedtem nie było, wzdymały się, kłębiły i niebawem poczęły toczyć wydarte z ziemi pnie, obalone piorunami i wi-