skiego komunistę, który szukał schronienia w Moskwie. Teraz jednak przyznał się, że był szpiegiem Tity, cóż może być bardziej oczywistego niż bycie agentem swego wroga! Podczas jednego z przesłuchań Brankov powiedział, że „klika” jugosłowiańska liczyła, iż Gomułka odegra w Polsce taką samą rolę jak Tito.
Rákosi nie omieszkał zawiadomić Bieruta, że w śledztwie pojawiają się „sprawy polskie”. Podjęcie walki z polskimi „titoistami” stawało się tym bardziej naglące, że pościg za swoimi wrogami wewnętrznymi rozpoczęli już również Bułgarzy: w marcu odwołano ze wszystkich stanowisk Trajczo Kostowa, do niedawna osobę Numer Dwa w partii i państwie, a 10 czerwca został on aresztowany. Tak więc i tu sięgnięto na najwyższą półkę.
Różnymi kanałami napływały do Bieruta szczegóły aresztowania i zeznań Rajka, m.in. 30 czerwca poselstwo PRL w Budapeszcie nadesłało dosyć obszerny i kompetentny raport. Wydano stosowne polecenia i „grupa specjalna” Romkowskiego, po krótkich i jak można sądzić gorączkowych przygotowaniach, przystąpiła do „realizacji”. Tym razem obiektem byli „szwajcarzy”, czyli grupka polskich komunistów, którzy jeszcze przed wojną wyjechali do Szwajcarii, a po 1945 r. wrócili do Ludowej Ojczyzny, aby budować w niej socjalizm. Począwszy od 20 lipca, w ciągu niespełna dwóch tygodni aresztowano około dziesięciu osób, w tym Leona Gecowa (dyrektora Biura Wojskowego w Ministerstwie Zdrowia) i jego żonę Annę, Jana Lisa (zastępcę dyrektora polikliniki MBP), Antoninę Lachtman, Paulę Born. Wszyscy oni w jakiś sposób zetknęli się z Noelem Fieldem — w Szwajcarii lub we Francji — albo byli znajomymi tych, którzy mieli nieszczęście z nim się spotkać. Większość zatrzymań przeprowadzał Światło.
„Na Okęciu sierpniowe senne popołudnie (...) nie różniło się niczym od innych, wszyscy oczekiwali na wieczorny chłód. Z głośnika rozlegały się monotonnie powtarzane nazwiska pasażerów, informacje o przylotach i odlotach (...).
— Pan Field, proszę.
Głos wydobywający się z głośnika przerwał tok moich myśli (...). Wszedłem za bagażowym do sali odlotów (...). Od tamtej pory trzykrotna zmiana kierunków — przejście przez jedne drzwi, drugie, a potem przez trzecie (...). Znalazłem się w małym narożnym pokoju, a naprzeciwko mnie stało za dużym stołem dwóch mężczyzn. Jeden z nich, w mundurze, był widocznie oficerem, drugi przysadzisty cywil, ćmił papierosa zwisającego mu z kącika ust”.
Tak zapamiętał wieczór 22 sierpnia 1949 r. Hermann Field, który w poszukiwaniu brata, Noela, po bezskutecznych staraniach w Pradze, przyjechał do Warszawy, gdzie miał kilku znajomych z odpowiednich sfer. Głównie architektów, tak jak i on. I tak jak Spychalski. Hermann o tym nie wiedział, ale dla każdego, jako tako przytomnego czekisty oczywiste było, że Hermanna i Noela łączą nie tylko więzy rodzinne, ale też misja, którą wypełniają wspólnie na rzecz Central Intelligence Agency. Cywil z papierosem w zębach miał już w kieszeni — a raczej w biurku — rozkaz wyjazdu do Budapesztu i zapewne bilet lotniczy, ale nie chciał przepuścić takiej okazji — aresztować prawdziwego amerykańskiego szpiega!
Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/123
Ta strona została przepisana.