Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/126

Ta strona została przepisana.

się spotkał, na pytanie, jak można dowiedzieć się czegoś bardziej konkretnego o sprawach polskich, odpowiedział cynicznie: „Zatrzymajcie Rukavinę, myśmy wzięli Brankova, weście wy Rukavinę”. Dobrze radzić!
Natomiast Szűcs podzielił się ze Światłą ciekawymi refleksjami. Najpierw zalecał, aby „materiały odnośnie innych [niż Węgry] krajów przyjmować z wielką ostrożnością i bardzo dobrze skontrolować je”. „Ja nie biorę — mówił — odpowiedzialności za te niesprawdzone dane”. Mało tego: zalecając ostrożność wobec zeznań, dodał, że „Tow. Rákosi jest politykiem, a nie operatywnym pracownikiem, on może w niektórych zagadnieniach przesadzać”. „My pracownicy operacyjni — kończył — musimy mieć pokrycie na wszystko”. Można powiedzieć, że było to w pełni profesjonalne podejście, tyle że akt oskarżenia Rajka był sporządzony przez owych operatywnych pracowników wyłącznie na podstawie materiałów „zebranych” (czyli wymuszonych torturami) w śledztwie oraz na bazie znajomości marksizmu-leninizmu. A więc ostrzeżenia Szűcsa była to teoria albo wręcz humbug, z czego Światło być może zdawał sobie sprawę. Swoje sprawozdanie kończył uwagami na temat organizacji procesu, zwracając uwagę na pewne mankamenty, np. że „władze bezpieczeństwa nie zawsze kierowały przebiegiem procesu” i były „zaskoczone tym, że niektórzy oskarżeni mówili o pewnych sprawach i ludziach takie rzeczy, których sobie władze węgierskie nie życzyły” czy na „brak aktywności prokuratora” i „zbytnią aktywność przewodniczącego” (składu sędziowskiego). Krótkie informacje z Budapesztu przekazywał Radkiewiczowi na bieżąco, raz dziennie, najpewniej korzystając z łączności szyfrowej węgierskiej bezpieki albo z uprzejmości Biełkina, sporządzał je bowiem po rosyjsku. W sumie można stwierdzić, że Światło — na tyle, na ile mu jego świadomość „operatywnego pracownika” i komunisty pozwalała — dosyć rzeczowo podchodził do procesu, interesował się tym, czym powinien się interesować (tzn. sprawami dotyczącymi Polski), w raporcie nie ma emocji. Nie znalazłem śladów jego reakcji na wynurzenia Rákosiego na temat Żydów, myślę jednak, że nie mogły się one podobać gościowi z Polski. Zapewne skorzystał z okazji, żeby popić trochę węgierskiego wina, a na pewno kupił prezenty dla rodziny. Jak wynika z jego słów i z relacji innych osób, polubił wyjazdy za granicę.
Niewykluczone, że sprawozdanie wraz z ustnymi komentarzami, Światło przedkładał nie tylko szefom z MBP, ale także któremuś z członków Komisji Biura Politycznego. Może samemu Bierutowi. Na pewno jeszcze przed drugim wyjazdem do Budapesztu uczestniczył w spotkaniu z Jindrichem Veselẏm, przybyłym z Pragi szefem czechosłowackiej Štatnej Bezpečnos’i, którego zgodnie z prośbą Rajka polscy towarzysze ostrzegali, żeby Praga nie lekceważyła niebezpieczeństwa, bo w Czechosłowacji jest ono większe niż w Polsce. Poganiali Czecha, mówiąc — jak streszcza to spotkanie Grzegorz Gąsior w monografii Stalinowska Słowacja – że „nie ma czasu ani na długotrwałe śledztwa, ani na pracę agenturalną”, cel zaś trzeba „osiągnąć przez aresztowania”. Funkcjonariusze czechosłowaccy byli już zresztą indoktrynowani przez Rákosiego i Biełkina podczas wizyt w Budapeszcie,