Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/57

Ta strona została przepisana.

Tak czy inaczej Izak Fleischfarb znalazł się obwodzie gorkowskim (ze stolicą w mieście Gorkij), gdzie ulokowano stosunkowo niewielu specpierieseleńców, bo zaledwie 900 (w tym 790 Żydów). Ściślej mówiąc, znalazł się w rejonie Semienowo, w osiedlu Suchobezwodnoje, a jeszcze dokładniej – w punkcie obozowym nr 23 Unżenskowo Łagiera NKWD, który stanowił cząstkę Archipelagu Gułag. W ankiecie z maja 1945 r. zapisał to jako Lespromchoz, czyli „kołchoz przemysłu leśnego”. Kak zwal, tak zwał – Fleischfarb znajdował się po prostu w obozie pracy, która polegała na ścince i obróbce drzewa. Kalkulacja była prosta – za dostarczony surowiec NKWD inkasował pieniądze od Ludowego Komisariatu Przemysłu Leśnego (Narkomles), a przymusowym robotnikom oferował wyrko i strawę, której ilość i jakość zależała od procentu wykonanej normy. Nazywało się to chozrasczot, czyli rachunek ekonomiczny. Pozytywną stroną deportacji było to, że znalazł się poza zasięgiem nazistowskiej machiny śmierci i nie podzielił losu tych Żydów, którzy w latach 1941-1943 zginęli z rąk żołnierzy z Einsatzgruppen i funkcjonariuszy ukraińskiej policji pomocniczej.
W żadnym ze znanych mi tekstów Światło nie wspomina o pracy w owym kołchozie, ale w cytowanej wcześniej ankiecie, w rubryce „w jakim charakterze” wpisał — „brygadier”. Natrafiłem na tylko jedną relację dotyczącą tego, w sumie ponad rocznego pobytu w obozie. Sporządzono ją 24 października 1954 r., a więc dzień przed oficjalnym powiadomieniem polskiej opinii, że zdrajca Światło, wieloletni agent amerykański, po wypełnieniu swego nikczemnego zadania, uciekł za granicę. Można zatem sądzić, że albo do jej autora dotarli ludzie z MBP gwałtownie poszukujący materiałów dyskredytujących „renegata”, albo (co bardziej prawdopodobne) autor ów – Michał Wanderer, w chwili sporządzania relacji warszawski adwokat – zgłosił się samorzutnie. Dzięki „rozmowom ze znajomymi i krewnymi”, którzy słuchali Radia Wolna Europa, dowiedział się bowiem, że Światło nazywał się Fleischfarb, skojarzył sobie drugie z tych nazwisk z pobytem w „punkcie obozowym nr 23”, a „słysząc obecnie, że Fleischfarb miał należeć przed wojną do młodzieżowego ruchu rewolucyjnego, pragnę stwierdzić, że postępowanie jego (...) nie wskazywało na jakąkolwiek ideowość”. Niezależnie od powodu, z jakiego to świadectwo powstało, jest zapewne skażone negatywnym stosunkiem do przedmiotu informacji. Niemniej wydaje się wiarygodne.
W opinii Wanderera Fleischfarb jako brygadzista zachowywał się niegodnie: jego decyzje „często były niesprawiedliwe”, „w podnieceniu nie umiał zachować umiaru, ani w słowach, ani w ruchach”, starszych od niego nieraz „napędzał ordynarnymi słowami”, „straszył izolatorem i karną porcją chleba”, a nawet „uciekał się do rękoczynów”. Miewał utarczki z tymi członkami brygady, którzy „uważali się za pokrzywdzonych” przyznanym im przez brygadzistę zbyt niskim wskaźnikiem wykonania norm lub z tymi, którym odmawiał skierowania na komisję lekarską. W jednym przypadku więzień, który oddalił się z miejsca pracy i rozpalił ognisko, aby podgrzać posiłek, został na tym przyłapany przez